Dawno już po wykotach, a wiosny jak nie było tak nie ma. Wiem, że ma jeszcze chwilę, ale mnie już bardzo do niej spieszno. Zima dość mocno mi dokuczyła w tym sezonie, pokrywa śnieżna utrzymuje się od świąt.
Kozie maluszki, już wcale nie takie maleńkie. Najstarszy, za kilka dni skończy 6 tygodni. Chciałyby już sobie świat pooglądać, a ze względu na zalegający wszędzie śnieg grzeją się u boku swych mam w obórce.
Mamy tak samo jak w zeszłym roku, siódemeczkę rozbrykanych koźlątek. Cztery dziewczynki i 3 chłopców. Wszystkie porody poza małymi zawirowaniami poszły sprawnie. Kozy matki wspaniale opiekują się swoimi dziećmi, a maluchy rosną w oczach.
Od kilku dni pełnię wartę pilnując opuszczonego ogniska domowego. Młody wyjechał, święty jak zwykle w świecie, a ja na posterunku.
Muszę przyznać, że nie jestem jednak przyzwyczajona do takiej samotni. Nie mam werwy do jakichkolwiek większych działań, pewnie jak zwykle obudzę się na wiosnę.
Ogłosiłam na fb to i może na blogu się przypomnę. Niestety życie jest jakie jest, czasami nie pozostawia nam wyborów. Zatem Dzidziol musi bezwarunkowo znaleźć nowy dom tej jesieni. Może ktoś coś ...
Koziołek jest super, spokojny, grzeczny, ułożony, z bardzo przyzwoitym lekkim zapaszkiem w okresie rujowym. Dwa lata skończył kilka dni temu.
Pozdrawiam serdecznie wszystkich czytelników bloga i do napisania.