sobota, 29 marca 2014

Nie piszę na blogu, a to nie wróży nic dobrego bo i sprawy zupełnie nie poszły w zamierzonym kierunku. Święty miał wrócić do domu, mieliśmy wspólnymi siłami ciągnąć i kończyć wszystkie sprawy rozpoczęte. Zamiast tego niestety wiosna przyniosła złe wieści. Tak więc samotność jest mi pisana. Nic z planów nie wyszło, dlaczego ciśnie mi się na usta słowo, jak zwykle ?
Chodzę rozdrażniona i rozczarowana. Nie zachwyca urok wiosennych hiacyntów, ani śpiew ptaków od rana, ani nawet ta mgła budząca się świtem zwiastująca pogodny dzień. Muszę ochłonąć i pozbierać się znowu do kupy. Chociaż stan ten mój odrętwienia trwa już kilka ładnych dni.

Wychodzi na to że nie wolno w życiu, przynajmniej moim nic planować dalej niż pastę jajeczną na śniadanie lub obiad na dzień następny. Siedzę sobie więc i rozmyślam, cóż ja mogę sama zrobić. Na początek posprzątałam ogródek, posiałam trochę warzyw. Wschodzi rzodkiewka, na parapecie panoszą się pomidory i jakieś kwiatki które będą niewidomą, zapomniałam opisać doniczek a pamięć mam krótką do tego ulotną. Zrobiłam dzisiaj pierwszy serek podpuszczkowy, maleńki zupełnie ponieważ małe żarłoki do dna spijają mleko od matek. Na razie leżakuje w solance, jutro mam zamiar pożreć go na śniadanie.

Znacie jakieś czary jak odwrócić złą passę ?

czwartek, 13 marca 2014

Wiosna

Rano spore przymrozki, w nocy gwieździste niebo, a w ciągu dnia pełne słońce. Dzisiaj po raz pierwszy biegałam po ogródku tylko w jednej bluzce. Ten słoneczny tydzień na tyle naładował moje akumulatory, że zbudziłam się z zimowego snu. Nic na to nie poradzę, że w jesienne szarugi snuję się jak cień, a białe krajobrazy nie mają dla mnie wiele romantyzmu. Jestem typowo ciepłolubna, kocham wiosnę, uwielbiam lato, a jesienią mogłabym zapaść w sen zimowy i obudzić się np. 8 marca w dzień kobiet.



Rozpoczęłam pierwsze prace ogrodowe. Na razie tylko wysprzątałam rabatki kwiatowe, poobcinałam byliny, które jak nigdy zostawiłam nie przycięte na zimę. Przycięłam lawendy, szałwie, tymianek, cząber i inne ziółka. Sprawiło mi to ogromną frajdę bo zapach roztaczają nieziemski.  Bawię się w "ciuciubabkę" z przebiegłym kretem, którego działalność doprowadza mnie do "szewskiej pasji". A po nocy na wygrabionym trawniku zastaję 10 nowych kopcy. Nie mam pomysłu jak się go pozbyć. Ma tyle łąk w koło, a uparł się żeby ryć w moim ogródku.



Jesienne lenistwo sprawiło, że po raz pierwszy nie okryłam  krzewów róż, ale widzę, że marna zima im nie zaszkodziła. Cieszę się z każdego kwiatka i zielonych pędów które wychodzą z ziemi. Nie jest to jeszcze prawdziwa wiosna, ale już blisko. Prognozy na najbliższe dni nie są zbyt obiecujące, ale jeżeli w połowie marca miałaby pojawić się zima, to odejdzie bardzo szybko. Niestety sucha jesień i brak śniegu spowodował ogromne deficyty wody, jest bardzo sucho. Nasze źródełka na łące, które służyły jako letni wodopój dla zwierząt i do podlewania ogrodu wyschły jesienią i jak na razie się nie odnowiły. Tak więc przyda się ten zapowiadany deszcz, po nim pewnie wegetacja ruszy na dobre. Marzy mi się zielona łąka, ale na to jeszcze trzeba trochę poczekać.



Jak wiosna to i kleszcze. Jednego już zaliczyłam i to o zgrozo w lutym. Obmacywanie i oglądanie domowych zwierzaków zaliczam do codziennych rytuałów. Filip przynosi ich mnóstwo ponieważ zaczął sezon łowiecki i całe dnie spędza na łące wyczekując potencjalnych zdobyczy. O ile kwiecień będzie ciepły pojawią się również i żmije. Już dzisiaj spoglądałam pod nogi, ale chyba jeszcze na nie za wcześnie.




Ponieważ nasze ogrodzenia z siatki leśnej z roku na rok coraz mniej się sprawdzają postanowiłam, że w tym roku my się odgrodzimy od kóz, a one będą się pasły na nie ograniczonej przestrzeni. Nie bardzo pasowało mi stawianie wkoło domu ogrodzenia ponieważ w pewien sposób płot ograniczy mi przestrzeń. Jednak przykre doświadczenia z poprzednich lat i totalna dewastacja ogrodu zmusiła mnie do podjęcia tej decyzji. Od kilku dni intensywnie zastanawiam się jak ma wyglądać ten nasz przyszły płot. Oczywiście jak zwykle ograniczeniem wyboru są przeszkody finansowe, zatem przede wszystkim ma być tanio, skutecznie, ale też w miarę estetycznie. Na szczęście tego płotu nie będziemy potrzebowali zbyt dużo ponieważ  z tyłu domu jest siatka leśna. Również muszę podjąć radykalne decyzje w sprawie kur, które jak to u nas w zwyczaju robią co chcą i łażą gdzie chcą, w rezultacie czego mam kurze zbiegowisko najczęściej pod drzwiami.



A w sobotę znowu trzeba wyruszyć po sianko, na stryszku zostały ostatnie kostki. A wyprawa po sianko to prawie cały dzień zajęty. Paradoksalnie mimo, że mieszkamy na wiejskich terenach po siano jeździmy najczęściej w okolice miasta ok 50 km w jedną stronę. Będzie to już chyba 5 kurs od jesieni. Od września zapisuję sobie wszystkie wydatki jakie ponosimy w związku z utrzymaniem naszego małego małego stadka. Do tej pory nigdy tego nie robiłam. Za jakiś czas przedstawię na blogu jak wygląda sprawa utrzymania kóz od strony finansowej. Sama jestem ciekawa jaki będzie ten bilans, no ale to będę mogłam dopiero określić za ok 6 miesięcy. Myślę, że temat dość ciekawy ponieważ z tego co się orientuję bloga czyta kilka osób które mają ochotę w najbliższym czasie zacząć swoją kozią przygodę.

A Dzidziolowi rośnie broda 
W zeszłym tygodniu miałam pierwszą kontrolę z Inspekcji Weterynaryjnej. Spodziewałam się, że wcześniej czy później przyjadą nas skontrolować ponieważ zarejestrowane stadka w okolicy można policzyć na palcach jednej ręki, a w naszej miejscowości tylko moje kozy mają ozdoby w uszach. Kontrola przebiegła bardzo pozytywnie. Pan inspektor nie miał żadnych zastrzeżeń, ani do naszej dokumentacji, ani do warunków w jakich przebywają zwierzęta. Muszę przyznać, że obawiałam się tej kontroli ponieważ wiele niezbyt przyjemnych opinii słyszałam na temat jak to wygląda. Okazało się, że mój niepokój nie był uzasadniony i całkiem nie potrzebnie się denerwowałam. Najwięcej czasu zajęła cała papierologia, ponieważ urzędnik musiał wypełnić wiele rubryczek. Dostałam duplikat dokumentów, a pan inspektor powiedział, że najwcześniej spotkamy się za rok. Czeka nas jeszcze najprawdopodobniej kontrola z ARiMR, ale nie będę się już tak denerwować.



Suńka też się cieszy z wiosny

Tymczasem pozdrawiam Wszystkich Czytelników bloga bardzo serdecznie i chciałam przeprosić osoby którym nie odpisałam na maile. Jakiś czas temu próbowałam dojść "do ładu" ze swoją pocztą i przez przypadek usunęłam maile które zostawiłam sobie żeby odpowiedzieć. Teraz nie mam adresów tych osób, co za tym idzie możliwości odpisania. Tak więc jeżeli ktoś czeka na odpowiedź bardzo proszę napiszcie do mnie jeszcze raz. Czasami jestem okropnie roztargniona. Jeszcze raz bardzo przepraszam.
Zostawiam kilka wiosennych zdjęć.

niedziela, 9 marca 2014

Słonecznie

Moja pierwsza próba wstawienia krótkiego filmiku na YouTube wypadła pomyślnie. 
Po raz pierwszy na blogu zatem przedstawiam małe brykacze w wersji mobilnej :)


sobota, 1 marca 2014

Kozy jeszcze raz

Dziś był przepiękny wiosenny dzień. Ostatnie koźlątka skończyły już tydzień, postanowiłam więc wypuścić całe towarzystwo na pierwszy integracyjny spacer. Na początku panował ogólny chaos. Matki nawoływały swoje dzieci, koźlątka szukały matek, co chwilę łapiąc za cycek nie swojej mamy. Po kilku minutach dekoncentracji okazało się, że podwórko jest cudownym miejscem do harców i zabaw. Koźlęta fikały koziołki a matki zajęły się przeszukiwaniem terenu licząc na smaczne kąski. Ogólnie spacer integracyjny wypadł pomyślnie. Co przedstawiam na załączonych zdjęciach. Największym powodzeniem cieszył się klomb który czasy świetności i bujnej roślinności ma już dawno za sobą.







A główny sprawca tego całego zamieszania przechadza się między tą całą gromadką i próbuje ogarnąć całe towarzystwo :)


A wiosna przyszła wraz z koźlątkami. Na to czekałam.