czwartek, 13 marca 2014

Wiosna

Rano spore przymrozki, w nocy gwieździste niebo, a w ciągu dnia pełne słońce. Dzisiaj po raz pierwszy biegałam po ogródku tylko w jednej bluzce. Ten słoneczny tydzień na tyle naładował moje akumulatory, że zbudziłam się z zimowego snu. Nic na to nie poradzę, że w jesienne szarugi snuję się jak cień, a białe krajobrazy nie mają dla mnie wiele romantyzmu. Jestem typowo ciepłolubna, kocham wiosnę, uwielbiam lato, a jesienią mogłabym zapaść w sen zimowy i obudzić się np. 8 marca w dzień kobiet.



Rozpoczęłam pierwsze prace ogrodowe. Na razie tylko wysprzątałam rabatki kwiatowe, poobcinałam byliny, które jak nigdy zostawiłam nie przycięte na zimę. Przycięłam lawendy, szałwie, tymianek, cząber i inne ziółka. Sprawiło mi to ogromną frajdę bo zapach roztaczają nieziemski.  Bawię się w "ciuciubabkę" z przebiegłym kretem, którego działalność doprowadza mnie do "szewskiej pasji". A po nocy na wygrabionym trawniku zastaję 10 nowych kopcy. Nie mam pomysłu jak się go pozbyć. Ma tyle łąk w koło, a uparł się żeby ryć w moim ogródku.



Jesienne lenistwo sprawiło, że po raz pierwszy nie okryłam  krzewów róż, ale widzę, że marna zima im nie zaszkodziła. Cieszę się z każdego kwiatka i zielonych pędów które wychodzą z ziemi. Nie jest to jeszcze prawdziwa wiosna, ale już blisko. Prognozy na najbliższe dni nie są zbyt obiecujące, ale jeżeli w połowie marca miałaby pojawić się zima, to odejdzie bardzo szybko. Niestety sucha jesień i brak śniegu spowodował ogromne deficyty wody, jest bardzo sucho. Nasze źródełka na łące, które służyły jako letni wodopój dla zwierząt i do podlewania ogrodu wyschły jesienią i jak na razie się nie odnowiły. Tak więc przyda się ten zapowiadany deszcz, po nim pewnie wegetacja ruszy na dobre. Marzy mi się zielona łąka, ale na to jeszcze trzeba trochę poczekać.



Jak wiosna to i kleszcze. Jednego już zaliczyłam i to o zgrozo w lutym. Obmacywanie i oglądanie domowych zwierzaków zaliczam do codziennych rytuałów. Filip przynosi ich mnóstwo ponieważ zaczął sezon łowiecki i całe dnie spędza na łące wyczekując potencjalnych zdobyczy. O ile kwiecień będzie ciepły pojawią się również i żmije. Już dzisiaj spoglądałam pod nogi, ale chyba jeszcze na nie za wcześnie.




Ponieważ nasze ogrodzenia z siatki leśnej z roku na rok coraz mniej się sprawdzają postanowiłam, że w tym roku my się odgrodzimy od kóz, a one będą się pasły na nie ograniczonej przestrzeni. Nie bardzo pasowało mi stawianie wkoło domu ogrodzenia ponieważ w pewien sposób płot ograniczy mi przestrzeń. Jednak przykre doświadczenia z poprzednich lat i totalna dewastacja ogrodu zmusiła mnie do podjęcia tej decyzji. Od kilku dni intensywnie zastanawiam się jak ma wyglądać ten nasz przyszły płot. Oczywiście jak zwykle ograniczeniem wyboru są przeszkody finansowe, zatem przede wszystkim ma być tanio, skutecznie, ale też w miarę estetycznie. Na szczęście tego płotu nie będziemy potrzebowali zbyt dużo ponieważ  z tyłu domu jest siatka leśna. Również muszę podjąć radykalne decyzje w sprawie kur, które jak to u nas w zwyczaju robią co chcą i łażą gdzie chcą, w rezultacie czego mam kurze zbiegowisko najczęściej pod drzwiami.



A w sobotę znowu trzeba wyruszyć po sianko, na stryszku zostały ostatnie kostki. A wyprawa po sianko to prawie cały dzień zajęty. Paradoksalnie mimo, że mieszkamy na wiejskich terenach po siano jeździmy najczęściej w okolice miasta ok 50 km w jedną stronę. Będzie to już chyba 5 kurs od jesieni. Od września zapisuję sobie wszystkie wydatki jakie ponosimy w związku z utrzymaniem naszego małego małego stadka. Do tej pory nigdy tego nie robiłam. Za jakiś czas przedstawię na blogu jak wygląda sprawa utrzymania kóz od strony finansowej. Sama jestem ciekawa jaki będzie ten bilans, no ale to będę mogłam dopiero określić za ok 6 miesięcy. Myślę, że temat dość ciekawy ponieważ z tego co się orientuję bloga czyta kilka osób które mają ochotę w najbliższym czasie zacząć swoją kozią przygodę.

A Dzidziolowi rośnie broda 
W zeszłym tygodniu miałam pierwszą kontrolę z Inspekcji Weterynaryjnej. Spodziewałam się, że wcześniej czy później przyjadą nas skontrolować ponieważ zarejestrowane stadka w okolicy można policzyć na palcach jednej ręki, a w naszej miejscowości tylko moje kozy mają ozdoby w uszach. Kontrola przebiegła bardzo pozytywnie. Pan inspektor nie miał żadnych zastrzeżeń, ani do naszej dokumentacji, ani do warunków w jakich przebywają zwierzęta. Muszę przyznać, że obawiałam się tej kontroli ponieważ wiele niezbyt przyjemnych opinii słyszałam na temat jak to wygląda. Okazało się, że mój niepokój nie był uzasadniony i całkiem nie potrzebnie się denerwowałam. Najwięcej czasu zajęła cała papierologia, ponieważ urzędnik musiał wypełnić wiele rubryczek. Dostałam duplikat dokumentów, a pan inspektor powiedział, że najwcześniej spotkamy się za rok. Czeka nas jeszcze najprawdopodobniej kontrola z ARiMR, ale nie będę się już tak denerwować.



Suńka też się cieszy z wiosny

Tymczasem pozdrawiam Wszystkich Czytelników bloga bardzo serdecznie i chciałam przeprosić osoby którym nie odpisałam na maile. Jakiś czas temu próbowałam dojść "do ładu" ze swoją pocztą i przez przypadek usunęłam maile które zostawiłam sobie żeby odpowiedzieć. Teraz nie mam adresów tych osób, co za tym idzie możliwości odpisania. Tak więc jeżeli ktoś czeka na odpowiedź bardzo proszę napiszcie do mnie jeszcze raz. Czasami jestem okropnie roztargniona. Jeszcze raz bardzo przepraszam.
Zostawiam kilka wiosennych zdjęć.

6 komentarzy:

  1. U nas też juz wiosna i pomału zaczynam robotę w ogrodzie. Nie dziwię się, ze kontrola przeszła u Ciebie jak po maśle. Widać, że zwierzęta mają raj. Bać się mogą tylko ci, którzy nie dbają. Kleszcze mnie przerażają odkąd stracilismy psa z powodu powikłań po bebeszji. Porzucony berneńczyk z niewydolnością przyjechał do nas tak naprawdę tylko po to, by umrzeć. Zdecydowaliśmy się na to, bo mogłam zrobić chociaż tyle - dać mu opiekę i spokój, i spróbować podjąć walkę. Nie udało się. U nas kleszczy jest mało, ale i tak pozabezpieczałam już zwierzaki. Tak na wszelki wypadek.
    Serdeczności!
    Asia

    OdpowiedzUsuń
  2. U nas dziś gęsta mgła, jak i wczoraj. Ale krzewy przygotowane w pojemnikach do przeprowadzki, zaczęły wegetację na dobre!

    OdpowiedzUsuń
  3. Kozuniu, cieszy mnie każda kropla wody z nieba, bo na Pogórzu nie ma jej wcale za dużo, niech leje jak z cebra ze 3 dni; kleszcze i u nas, łażą po mnie, po psach, czas na kropelki w kark; słońce daje siłę do różnych zajęć, prawda? ale jednak niech trochę poleje; pozdrawiam Cię serdecznie.

    OdpowiedzUsuń

  4. Magda, kota chlaśnij fiprexem, żeby się źle nie skończyło.
    Jeżeli chodzi o kreta, to swego czasu skutecznie przegoniłam dziada z ogródka świecami, tymi trującymi. Trudno uhaha, kret tez zwierzę, ale co za dużo, to nie zdrowo. Rozgrzebywałam świeże kopce, świeca, gleba i następny. To była taka krótka akcja, a do dzisiaj spokój. Potem powtórzyłam na podwórzu, bo mi ryckał trawnik pod oknem. I tez spokój. W sadzie nich se ryje, bo gdzieś musi, ale do grządek niech się nie waży zbliżać.

    OdpowiedzUsuń
  5. z mężem zainwestowaliśmy w wertykulator Stigi, dzięki temu trawnik zyskał energię i jest bardziej bujny

    OdpowiedzUsuń