sobota, 6 września 2014

Już jesień

Wrzesień rozpanoszył się na dobre, a mnie nie ma ciągle na blogu. Lato minęło bezpowrotnie i czas się szykować na chłodne dni. Deszczowe to było lato, jak zwykle gwarne, pełne pracy, trochę też inne ponieważ minęło bez Świętego. Może choć jesień podaruje nam więcej chwil ze słońcem.

Muszę się przyznać, że chyba po raz pierwszy od lat cieszę się że już wrzesień. Ostatnie tygodnie pracowałam z tatą przy ganku. Było różnie ponieważ majster mój w ostatnim czasie bardzo nerwowy się zrobił, a że charakterek mam wypisz wymaluj po ojcu, więc współpraca nam się czasami ciężko układała. W każdym razie na maszynę o wdzięcznej nazwie fleks nie mogę już patrzeć.  Suma sumarum ganek w końcu powstał i jestem wdzięczna mojemu tacie za to ile pracy i serca w to wszystko włożył. Pracował kilkanaście godzin dziennie, wiózł szyby kilkaset kilometrów i zrobił  dla nas wiele jeszcze, wiele pozytywnych rzeczy. No ale w końcu to mój ojciec, majster - złota rączka ;)

Jeszcze nie wszystko dokończone, najprawdopodobniej część szaf, szafek, półek i schowków poczeka do przyszłego roku z racji braku męskiej ręki.

Zdjęcia świeżutkie, tuż po ogarnięciu bałaganu.









Są jeszcze świetne drzwi "robocze" którymi wychodzi się do kóz i kurek, niestety karta pamięci telefonu zastrajkowała, nie mogę odczytać zdjęć. Drzwi mają piękne okucia które zrobił mój tata, może kiedyś uda mi się je pokazać. To tyle o ganku.

Jeszcze taras przemieniony z roboczego na bardziej przyjazny, znowu można wypić kawkę i porozmyślać o tym i o owym.







A tymczasem dzisiaj znowu 6 dzień miesiąca i nostalgia się odezwała. To już 5 miesięcy, bardzo szybko czas umyka. Faktycznie nic już nie jest tak samo. Ogromnie dużo zmian u nas od wiosny, i ja chyba jakaś już inna. Tymczasem moje "maluszki" rosną. Cały czas przy mnie i ze mną i tam gdzie ja tam i one. Okropnie je rozpuściłam.





Pod koniec miesiąca Święty przyjedzie do domu na urlop. A na tym urlopie odpocznie sobie tnąc i robiąc drzewo na zimę, naprawiając obórkę, rozkładając garaż, podsypując rozmytą przez deszcze drogę i pewnie wykona jeszcze dziesiątki innych czynności, jak to na urlopie.

O kozich sprawach serach i jak to z Fifi było napiszę w kolejnym poście.



Od kilku dni wróciłam do świata zmotoryzowanych, ulga ogromna.
Pozdrawiam Wszystkich czytelników.


5 komentarzy:

  1. Magda, otoczenie Twego domku nie do poznania. Brawo dla taty! Niech Ci się mieszka dobrze z tą cudną werandą. Korzystaj i pijaj na niej często kawę bo wiesz co po jesieni się zaczyna ... :-D buziaki

    OdpowiedzUsuń
  2. Weranda cudo! Twój Tata to artysta!

    OdpowiedzUsuń
  3. Kawał świetnej roboty :) Sama bym chciała taki :)
    Jako miłośniczka mojej, pierwszej w życiu kozy serdecznie pozdrawiam i uśmiecham się do Twojej koziej gromadki :))))
    Jestem tu przypadkiem i na razie przeczytałam tylko ten jeden post ale czuję, że to coś co lubię :))))) I wreszcie blog, na którym mogę trochę poczytać :D a nie tylko fotki :P

    OdpowiedzUsuń