wtorek, 15 kwietnia 2014

Kwiecień

Nad ranem budzi mnie cisza, tak bardzo chcę usłyszeć szelest wiklinowego koszyka, ciężki oddech lub głośne chlipanie wody z miski.

Siedzę przy stole, ktoś puka do drzwi słyszę wyraźnie, nie wstaję ponieważ nie szczeka pies. Robię kanapkę i nie mam się z kim podzielić. Nikt nie uderza rytmicznie ogonem o podłogę na mój widok. Nie myję ich ponieważ  prawie wcale się nie brudzą, nie ma ich kto zaślinić, nie muszę codziennie zamiatać kłębów sierści, ani ścierać ubłoconych śladów łap, nikt nie leży w przejściu do łazienki. Zwykłe proste codzienne czynności wykonywane po stokroć i nawyki od których ciężko się odzwyczaić.  Pustka. Jestem miękka, często uronię łzę, czy dwie. Nie chodzę na górkę, ten kamień jeszcze za bardzo boli. Powracają wspomnienia. Ostatni dzień z moim psem. Piękny i słoneczny, gorący, taki jaki obie lubiłyśmy. Święty wycinał gałęzie, zawsze mu przy tym towarzyszyła. Podniosła głowę, obserwowała okolice, widziałam w jej oczach smutek. Wstała i resztkami sił podeszła do drzewa, złapała w zęby i chwileczkę potarmosiła. Myślę, że wiedziała iż jest to ten ostatni raz. Na chwiejnych nogach obeszła łąki, widziałam że traci orientację, poleżała chwilę na swoim ulubionym miejscu przy ognisku. Stamtąd mogła obserwować. Widziała mnie krzątającą się przy domu, swojego pana i miała oko na kozy. To był jej świat.

W południe nie miała już sił, położyła się na tarasie, siedziałam obok niej. Byłam spokojna, mówiłam do niej, dziękowałam, że była ze mną tyle lat. Już nie wstała, o 13 przyjechał weterynarz.
To była sobota. W niedzielę cały dzień padało.

Ta wiosna dużo zmieniła. Mam wrażenie, że zaczynam nowy etap. Nic już nie będzie tak samo. Nawet otoczenie domu się zmieniło, wybuchła wiosna, pachnąca, kolorowa. Skróciliśmy świerki które zasłaniały podwórko, jest teraz więcej słońca. Dziwna wiosna. Ja też się zmieniłam, jestem  poważniejsza ? Myślę, że raz na zawsze rozstałam się z paskudnym nikotynowym nałogiem który mnie wykańczał, od 9 dni nie palę i mam przekonanie, że wywaliłam to świństwo ostatecznie ze swojego umysłu.

I jest z nami ktoś jeszcze. Mała czarna bieda przywieziona ze schroniska. Na razie się poznajemy, nie jest to miłość od pierwszego wejrzenia, ale pewnie przyjdzie z czasem. Nie mogłam znieść  pustego koszyka ...

Kochani czytelnicy. Bardzo dziękuję za wszystkie komentarze pod poprzednimi postami, za ciepłe słowa i zrozumienie. To dla mnie bardzo wiele znaczy. Myślę że za parę dni wrócę na bloga pokazać Wam naszą wiosnę i szaleństwo wiklinowych płotków które wytwarza święty. Opowiem o kozach, maluchy już częściowo są w nowych domach. Do napisania.

sobota, 5 kwietnia 2014

czwartek, 3 kwietnia 2014

Czas

Dostałyśmy czas, po dzisiejszej diagnozie weterynarza niczego bardziej nie pragnęłam jak właśnie tego. Pojechałam do drugiego specjalisty, nie dał mi nadziei, ale to czego potrzebowałam. W nocy stan naszej suńki gwałtownie się pogorszył. Wiedziałam co to oznacza. Ze zwykłych egoistycznych pobudek wyprosiłam ten czas. Najprawdopodobniej jutro stan jej się polepszy po podaniu sterydów, być może  pójdziemy na krótki spacer, posiedzimy razem na tarasie, być może nawet położy mi swój wielki łeb na kolanach i będziemy tak trwać jak zawsze. Czuję wyrzuty sumienia i może nawet trochę podle, ale nie potrafię sobie na dzień dzisiejszy wyobrazić tego kamienia pod jabłonką. Jeszcze nie teraz .... jeszcze tydzień, może dwa ... a może tylko kilka godzin ...
Dziesięć lat, jedną czwartą mojego życia byłyśmy razem, tydzień po tygodniu, miesiąc po miesiącu, rok za rokiem. Była powierniczką moich trosk i zmartwień, towarzyszką na dobry i zły dzień, tyle wspomnień, radości i smutków, biegania, pływania, tarmoszenia wielkich kamieni, targania konarów. Razem przeszłyśmy przez terapię córki kiedy całe noce drżałam z niepokoju, cierpliwe znosiła dziecięce łapki mojego syna a potem wnuczka kiedy tarmosili ją za uszy. Uwielbiała biesiadować z nami przy ognisku czekając na swoją kiełbaskę. Kiedy była zdrowa przemierzała górskie szlaki, uwielbiała to.  Przez całe życie była uosobieniem łagodności i pokory, moja najlepsza przyjaciółka odchodzi  ...

a jeszcze latem ....